Dieta bezglutenowa (zwłaszcza w przypadku osób cierpiących na celiakię) wymaga ogromnej dyscypliny oraz kontroli. W niektórych sytuacjach socjalnych chory nie bardzo wie, jak się zachować. A przecież nie wolno unikać spotkań z bliskimi bądź rodziną tylko dlatego, że jesteśmy na diecie. We współczesnym świecie to producent oddaje ukłon w stronę konsumenta, nie odwrotnie. Czas PRL-u bezpowrotnie minął (na szczęście).
Wiele produktów z uwagi na skład może wydawać się bezglutenowymi, zaś w praktyce okazuje się, że zawierają śladowe ilości tego białka. Stąd też znak przekreślonego kłosa, który umieszczany jest na produktach poddawanych cyklicznym badaniom. Producent takiego produktu zapewnia konsumenta, że produkt jest bezpieczny i mogą go stosować osoby ściśle przestrzegające diety.
Czy produkty bez przekreślonego kłosa są niebezpieczne? I tak i nie. Badania i doświadczenia niestety pokazują, że coś co glutenu zawierać nie powinno, jednak zawiera jego śladowe ilości, zaś niektóre produkty mają na wyrost oznaczenie „może zawierać śladowe ilości glutenu” a w rzeczywistości są wolne od tego białka. Dlaczego tak się dzieje? Producent chce uniknąć kosztownych badań i asekuracyjnie informuje konsumenta o ewentualnym ryzyku. Stąd też cyklicznie badania wybranych produktów na zawartość glutenu prowadzone przez Polskie Stowarzyszenie Osób z Celiakią i Na Diecie Bezglutenowej. Ostatnie badania to już IX tura, która była przeprowadzona w drugiej połowie września. Warto być na bieżąco z kolejnymi wynikami badań.
Oczywiście łatwiej jest samodzielnie przygotowywać posiłki, szybko można się nauczyć nowej diety i stworzyć listę bezpiecznych zamienników. Alternatyw jest wiele i okazuje się, że posiłki „bezglutenowców” nie są ubogie, na pewno są zdrowe i smaczne. Ale co się dzieje, kiedy wychodzimy z własnej, bezglutenowej kuchni i planujemy zjeść posiłek na mieście? Albo na przyjęciu organizowanym przez bliskich bądź przyjaciół?
Coraz więcej restauracji oznacza swoje dania jako bezglutenowe. Jakiś czas temu chciałam kupić bilet lotniczy i ku mojemu zdziwieniu podczas zaznaczania kolejnych opcji pojawił się temat posiłku. Był do wyboru wegetariański, wegański, bezglutenowy a nawet koszerny! Szczerze mówiąc byłam zachwycona. Dowiedziałam się, że coraz więcej linii oferujących ciepły posiłek, zamawia catering w firmach specjalizujących się we wszelkiego rodzaju dietach. To ukłon w stronę konsumenta, który przestaje czuć, że jego choroba to jakaś fanaberia. To samo dotyczy restauracji i knajp. Kilka dni temu byłam w fajnej „piwiarni” i okazało się, że mam do wybory dwa bezglutenowe piwa! Aż dwa, do tego w normalnej, przystępnej cenie.
Ale nie o tym miał być ten artykuł. Chciałabym zająć się weselami. To ważna impreza, często całonocna i raczej ciężko jest „najeść” się w domu. Bo i z takimi przypadkami się spotkałam – nie będę robić kłopotu, zjem coś w domu albo wezmę ze sobą kanapkę. Kanapkę na super weselę?!
Wcześniej pisałam o tym jak rozmawiać o chorobie, to doskonały moment aby wrócić do wątku. Nie trzeba mieć żadnych obiekcji i poinformować parę młodą o swojej chorobie. O ile część restauracji ma odpowiednią wiedzę na temat diety bezglutenowej i faktycznie jest możliwość przygotowania dań, które są bezpieczne, o tyle niektóre idą po prostu za modą, która od jakiegoś czasu panuje zarówno w Polsce jak i na świecie (warto przeczytać artykuł o bezglutenowym szaleństwie który ogarnął świat diet). Sprawa jest prostsza, jeżeli unikamy glutenu z wyboru, minimalne jego ilości nie zaszkodzą, natomiast chorzy na celiakię muszą go unikać bezwzględnie. Dlatego tak ważny jest sposób przygotowania posiłku w miejscu gdzie gluten się przewija. Uczulmy na ten fakt przyszłych nowożeńców, poprośmy aby zasięgnęli wiedzy u organizatora.
Niektóre restauracje maja swoje produkty/zamienniki, wiedzą czym można zastąpić makaron, mąkę, etc. Czasami organizatorzy proszą aby para młoda dostarczyła produkty i dopytują czego można używać, a co jest kategorycznie zabronione. Jak już wspomniałam wcześniej, nie tylko skład dania jest ważny, ale również sposób jego przygotowania. Kucharze często nie maja odpowiedniej wiedzy. Trzeba ich poinformować, że chodzi nie tylko o produkty bezglutenowe, ale również o zachowanie odpowiedniej czystości. Warto nadmienić, że nawet mały okruszek chleba możne być toksyczny dla osoby chorej, dlatego podczas przygotowywania produktów bezglutenowych deski, noże, sztućce powinny być sterylnie czyste nie mając styczności z potrawami glutenowymi. Olej do smażenia czy woda do gotowania makaronu – nie powinny być używane zarówno do potraw glutenowych i bezglutenowych.
Jednym z większych problemów jest też obsługa podczas takich dużych przyjęć weselnych. Osoby chorujące na celiakię są wyczulone na punkcie diety, więc irytujące jest jeżeli kelner za każdym razem nie pamięta, że w danym miejscu siedzi osoba na diecie i bezmyślnie podaje danie glutenowe. A przecież nikt z nas nie chciałby siedzieć przy karteczce z napisem dieta bezglutenowa. To pewnego rodzaju stygmatyzacja. No, może nie dotyczy to celebrytów, dla których dieta jest przejściowym kaprysem, modą.
Drugim problemem jest wiedza kelnera. Na tak dużych przyjęciach zwykle chcemy dopytać co znajduje się na talerzu, czy na pewno danie nie zawiera glutenu, czy zastosowany półprodukt jest bezpieczny, etc. Niestety przywykłam do tego, że kelnerzy czasem nie mają zielonego pojęcia co podają i nie dotyczy to tylko diety bezglutenowej.
Musimy nauczyć się asertywności i walczyć o swoje. Mamy prawo dowiedzieć się, co znajduje się na talerzu i jak zostało przygotowane. To nie fanaberia, tylko kategoryczny wymóg, wiedza którą musimy wyegzekwować. Nie wstydźmy się diety ani choroby, zdrowie mamy tylko jedno i za wszelką cenę musimy o nie dbać.