Od 13 grudnia 2014 roku obowiązują w Polsce przepisy nakazujące stosowanie informacji o alergenach na etykietach produktów spożywczych – Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) Nr 1169/2011 z dnia 25 października 2011 r.
Brak informacji o alergenach był dla osób na diecie wielkim utrapieniem. Trzeba było kontaktować się z producentem i dopytywać o skład oraz możliwe krzyżowe zanieczyszczenia. Często natrafiałam w takich przypadkach na mur – przedstawiciele firm niechętnie odpowiadali na nurtujące mnie pytania, e-maile pozostawały bez odpowiedzi.
Z uwagi na to, że na co dzień zaopatruję się tylko w produkty nie zawierające glutenu, często jedynym rozwiązaniem był zakup żywności certyfikowanej (z przekreślonym kłosem), która jest regularnie badana, a producent gwarantuje, iż nie zawiera w swoim składzie glutenu. Niestety produkty te są znacznie droższe od ich standardowych odpowiedników.
Obecnie, gdy producenci żywności mają obowiązek umieszczenie informacji o alergenach na etykietach swoich produktów, jest dużo łatwiej. Ale ….. czasami tylko pozornie. W przypadku braku odpowiednich informacji producentom grożą wysokie kary, więc znaleźli na to sposób. Gro z nich, aby mieć święty spokój, zaczęło umieszczać informacje o możliwych alergenach na wyrost. Często jest tak, że produkt nie zawiera danego alergenu w swoim składzie, a producent mimo to informuje na etykiecie o możliwych śladowych ilościach. Jest to coraz częściej spotykany proceder, który nie ułatwia nam życia.
Zapytałam ostatnio wprost jednego z producentów – dlaczego wcześniej jego jeden produkt zawierał informacje o alergenach i nie było wśród nich glutenu, a teraz jest informacja, że może zawierać śladowe ilości? Odpowiedział, że niektóre produkty faktycznie nie zawierają glutenu, jednak w zakładzie jest on używany do produkcji innych i pomimo, iż zachowują staranność, nie są w stanie w 100% zagwarantować, że nie doszło do skażenia.
„Produkt może zawierać śladowe ilości glutenu” – czasem jest to tylko zabezpieczenie dla producenta i produkt nie zawiera w swoim składzie nawet śladowych jego ilości, ale zdarza się również, że dany produkt może zawierać nie tyle śladowe, co wręcz spore ilości tego alergenu, znacznie przekraczające normę dla produktów bezglutenowych.
Osoby na diecie bezglutenowej dzięki oznaczeniom na etykietach mają z jednej strony coraz większe ułatwienia w wyborze, lecz z drugiej strony zbyt gorliwe umieszczanie przez producentów informacji o możliwych śladowych ilościach alergenów powoduje, że lista bezpiecznych produktów zawęża się. Pomimo tego uważam, że obowiązujące wprowadzone zmiany to więcej pożytku dla nas. Co o tym sądzicie?